Mount Everest musi jeszcze poczekać – wywiad

O wrażenia z wyprawy na najwyższą górą świata zapytaliśmy członków EVERTEAM – Sylwię Bajek i Szczepana Brzeskiego.

Skąd w tak młodej głowie pomysł na tak ekstremalne doznania?

Sylwia Bajek: Myślę, że ciąg do ekstremalnych doznań, czy może wyzwań nosi się w sobie. Kiedy nadarza się okazja należy iść tym tropem. Wyprawa na Mount Everest miała być ostatnim szczytem Szczepana w jego drodze do zdobycia pełnej Górskiej Korony Ziemi. Jakieś 2-3 lata temu zdecydowałam, że chcę, aby ta wyprawa była naszą wspólną przygodą i od tego czasu jeździliśmy w góry wysokie już razem przygotowując się i testując nasz team pod kątem Everestu.

Jak wyglądał Wasz trening fizyczny przez wyjazdem na Mount Everest?

Szczepan Brzeski: Rok 2016 to m.in. kwietniowa wyprawa na popularny 6-tysięcznik Island Peak położony w rejonie Everestu, a 2 miesiące później na cel wzięliśmy najwyższy szczyt Ameryki Północnej, Denali. Alaska była prawdziwą, mocną wyrypą, wielu wspinaczy tam wymiękało, dlatego byłem pod wrażeniem jak Sylwia dobrze sobie tam poradziła. Przez długi czas po zdobyciu szczytu cieszyliśmy się jak dzieci. Poza wysokimi górami mocno wciągnęły mnie biegi górskie, którym poświęcałem możliwie dużo uwagi. Razem startowaliśmy też treningowo w górskich i miejskich zawodach biegowych. Ostatnie miesiące przed wyjazdem to walka z czasem i trening głównie stacjonarny.

Sylwia: Chociaż już od dawna jesteśmy dosyć aktywni to pół roku do wyprawy staraliśmy się trenować intensywniej, ok. 4-6 razy w tyg. Rozpoczęliśmy treningi w strefie hipoksji Hypoint, aby mieć lepszą wydolność w warunkach niskotlenowych panujących w górach. Poza tym siłownia, wspinaczka, biegi, basen, sauna… w połączeniu z bardziej świadomym odżywianiem, choć bez przesady.

Wyobrażam sobie, że przygotowania do takiej wyprawy to cały proces planowania, zdobywania sponsorów, sprzętu, poznawania ludzi, zbierania informacji, załatwiania formalności. Co na etapie przygotowania było dla Was najtrudniejsze? Przez co nie chcielibyście przechodzić ponownie?

Sylwia: Racja, lekko nie było. Ja wiele z tych rzeczy robiłam po raz pierwszy, m.in. kampania crowdfunding’owa w serwisie PolakPotrafi, prelekcje przed szeroką publicznością, przekonywanie prezesów firm do współpracy, czy pojawianie się w mediach, a co za tym idzie bycie osobą publiczną. To wszystko było trudne, ale gra była warta świeczki, więc pomimo stresu trzeba było się przełamać i działać. Zatem najtrudniejsze byłoby ponowne przechodzenie tego po raz pierwszy, ale jako że lekcja została odrobiona, to teraz wszystko wydaje się już łatwiejsze. Szczepan ma większej doświadczenie biznesowe i mocno mnie wspierał na każdym kroku, przez długi czas miał naprawdę sporo na głowie, prowadząc równolegle swoją firmę doradczą. Ja z kolei zdecydowałam się wziąć urlop dziekański na ostatni rok studiów magisterskich, aby mieć więcej czasu na przygotowania. Na co dzień studiuję architekturę wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Co bardzo miłe, środowisko akademickie od początku do końca mocno nam kibicowało, podobnie jak wiele innych osób. Takie wsparcie było nie bez znaczenia w naszej batalii.

Jak wyglądała Wasza współpraca z szerpami? Czy jadąc w Himalaje ma się wpływ na to, kto będzie Twoim przewodnikiem?

Szczepan: Przed wyprawą na ośmiotysięcznik każdy wspinacz robi rozeznanie agencji, które obsługują takie wyprawy. Bazujemy głównie na rekomendacjach, opiniach i wynikach. W trakcie podejmowania decyzji o wyborze agencji pytaliśmy oczywiście również o doświadczenie szerpów, którzy z nami będą na miejscu. Otrzymaliśmy informację, że agencja zatrudnia wyłącznie bardzo doświadczonych szerpów i każdy z nich był już na szczycie Everestu przynajmniej raz. Nasze pojęcie o szerpach przed wyprawą różniło się o 180 stopni od tego, co zastaliśmy na miejscu. Może podchodziliśmy do sprawy trochę idealistycznie, bo zamiast wysoko wykwalifikowanych wspinaczy mających poczucie obowiązku i odpowiedzialności, byli to ludzie często przypadkowi, leniwi i niesubordynowani. Np. niemal cała ekipa szerpów w naszej agencji stanowiła rodzinę tego najbardziej doświadczonego. I tak w jednym sezonie ktoś pełnił funkcję kucharza, innym razem był szerpą. Spotkaliśmy oczywiście fantastycznych szerpów, jednak większość pracowała dla innych agencji. Duży wpływ na ich zachowanie ma zwykle lider wyprawy – osoba zarządzająca ludźmi, bez zaangażowania lidera wszystko przysłowiowo leży.

Jakie są Wasze kolejne plany wysokogórskie?

Sylwia: Teraz się resetujemy i potrwa to pewnie jeszcze z jakiś czas. Nadrabiamy sprawy z innych obszarów życia, ale w głowach mamy już pewne pomysły na wysokogórskie wyprawy.

Co jest najbardziej niepewnym aspektem we wspinaczce na najwyższe szczyty? Pogoda, zdrowie, współpracownicy, psychika? A może coś zupełnie innego?

Szczepan: Najwyższe szczyty mają to do siebie, że cały proces wspinania się na górę zajmuje dużo czasu, często wiele tygodni. Stąd zupełnie inny charakter wspinania w stosunku do gór niższych. Pojawia się dużo zmiennych i często trudno przewidzieć, jak wiele rzeczy może pójść nie tak. Przykładowo zwykle jest tak, że każdego w którymś momencie takiej wyprawy dopada mniej lub bardziej poważna infekcja, choroba, spadek formy. Pytanie czy będzie to na tyle wcześnie, aby się wykurować. W naszym wypadku infekcje przewalczyliśmy, natomiast zawiodła agencja, która nie wywiązała się z podstawowych zobowiązań dotyczących organizacji – nie dostarczyła właściwej ilości butli z tlenem. Pomimo, że wielokrotnie wszystko potwierdzaliśmy, w trakcie ataku szczytowego, 50 m od upragnionego szczytu nasz szerpa oświadczył, że nie ma dla nas więcej butli i musimy natychmiast wracać… Zatem takie historie, pomimo ustaleń i jasnych procedur, niestety się zdarzają. Warto być więc przezornym, sprawdzać wszystko kilka razy i polegać wyłącznie na sobie, ew. na zaufanym partnerze.

Skąd młodzi ludzie, Twoi rówieśnicy, mogą czerpać motywację do przekraczania swoich granic, robienia rzeczy nietuzinkowych, podejmowania ryzyka, pogoni za marzeniami?

Sylwia: Byłoby mi bardzo miło gdyby takie szalone pomysły jak nasz mogły choć trochę zainspirować do śmiałych działań innych ludzi, właściwie w każdym wieku. Realizowaliśmy ostatnio cykl spotkań w gimnazjach w Bochni, skąd pochodzi Szczepan, opowiadając o wyprawie i motywując uczniów do różnych aktywności i realizacji ich pomysłów, bo w końcu każdy może mieć swój własny Everest. Myślę, że popłyniemy z tym pomysłem dalej, aby trafić do szerszego grona uczniów. Źródeł motywacji jest jednak znacznie więcej. Zawsze przy wymagających celach najtrudniejszy jest pierwszy krok i myślę, że sporą rolę odgrywają w pierwszej kolejności rodzice, którzy mogą popychać do śmiałych działań lub je hamować.

W jaki sposób wołowina Wild Willy pomogła Wam przetrwać trudny wspinaczki na szczyt świata?

Szczepan: Jako facet, który potrzebuje konkretnej dawki energii przy wysiłku wysokogórskim, mogę powiedzieć, że wołowina Wild Willy to był mój największy spożywczy sprzymierzeniec już od etapu trekingu do Everest BC. Była bardzo dobrym uzupełnieniem ubogiej diety i przy tym bardzo dobrze smakowała. Nasi górscy koledzy też chętnie się nią częstowali.

Sylwia: Atutem Wild Willy jest też waga – produkt lekki i praktyczny w szeroko pojętym outdoorze. Będzie nam towarzyszyła przy kolejnych wyprawach.

Spróbuj naszych specjałów
#wildwillybeefjerky